Lech Sokół
   
***
 

I tak odnalazłem Sandomierz.
Wszystko ma być zapomniane?
Gdzie wyschły łachy wiślane, tam Rybitwy byłe.
Łódki z kory, piórka miast żagli na wiatry drzewiej.
Co było – w pamięci odstałe: „Istnienie w śpiewie”.

Na łące koń, widny jak motyl biały.
Przy zbliżeniu – płochy – ucieka,
Aż tętent – ostatni może – ucichając zadzwoni.

I poza kępą, nad Wisłą. Obok braci położy się
Biały, ziemi i niebu daleki,
Kiedy ostatnie metry kopytami wymierzy
Senny koń.
Na krawędzi rzeki.