|  | I znowu łęgi, znowu 
              pola,I znowu kłosy jak fontanny,
 Puszyste dawne sady w dole,
 Jabłonie w puchach niby panny.
 
 Wąwóz ramiona swe wyciąga,
 Kwiatami tkane ma rękawy.
 A nad wąwozem makolągwa
 Opiewa jakieś swoje sprawy.
 
 I wszystko składa się do tonu,
 Pełne obietnic i pacierza,
 Niby pogodny głos klaksonu
 W czerwcowe rano w Sandomierzu.
 |