Jan Maria Gisges
   
sandomierskie wąwozy
 

Przychodzę je odwiedzać tylko wyobraźnią,
tędy szczęście jeździło drabiniastym wozem,
a czasami przybiegło lekką stopą raźnie
strącając ranne rosy, bo tak trudno o łzę.

Idąc głębią wykopu, myślę o miłości
nie swojej, co wybuchła tam, gdzie śpią Chobrzany,
dokąd nikt nie chce wozić dziś niezwykłych gości,
- o wodzie, która drąży ścieżki zakochanych.

Kiedy idę wieczorem żeromskim wąwozem
Samotny (ale w miasta hałasie i wrzasku),
nigdy nie wiem, co mijam – radość – czy też grozę -
słyszę bowiem powolne zsuwanie się piasku.